UFO (Unidentified Flying Object) to termin po raz pierwszy użyty przez Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych w latach 50-tych do określenia obiektów latających, charakteryzujących się nadzwyczajnymi parametrami aerodynamicznymi, osiągami oraz innymi właściwościami niemożliwymi do odtworzenia przez ówczesną (i obecną) technologię.
Weryfikacja obiektu niezidentyfikowanego powinna zostać przeprowadzona przez grupę kompetentnych osób, które są w stanie wykluczyć czynniki naturalne, a także ludzkie, na podstawie rzetelnych danych oraz ze względu na swoje wykształcenie, bądź doświadczenie. Dopiero wtedy możemy mówić o czymś, czego natury na obecną chwilę nie da się zidentyfikować.
UFO drwina
Reakcja na słowo UFO to przeważnie prześmiewczy wyraz twarzy. Pomimo przytłaczającej ilości świadków, relacji, materiałów fotograficznych czy wideo, temat nadal wywołuje uśmiech z politowaniem. „Daj spokój, kosmici? W latających spodkach? Zejdź człowieku na ziemię”. Spowodowane jest to błędnym rozumieniem samego zjawiska oraz ogólnym brakiem naukowego podejścia do tematu, który od lat jest wyśmiewany publicznie przez mainstreamowe media. Media natomiast wyśmiewają tematykę UFO ze względu na bagatelizowanie jej przez środowisko naukowe. Koło się zamyka. Wzmianki o UFO pojawiały się jedynie w brukowcach, portalach plotkarskich, lub jako taka zabawna wstawka na szarym końcu programów informacyjnych. Od pewnego czasu jednak, ten trend ulega stopniowej zmianie, a „latające spodki” stają się coraz bardziej realne.
Niekosmici
Głównym powodem drwin z fenomenu jest założenie, że UFO to latające spodki pilotowane przez kosmitów. Jest to oczywiście błędna identyfikacja stworzona przez mass media, które termin UFO utożsamiły z kosmicznymi najeźdźcami.
UFO, czy NOL w języku polskim, jak sama nazwa wskazuje to niezidentyfikowany obiekt latający. Niezidentyfikowany! To znaczy, że nie mamy bladego pojęcia co to jest. Nadając zjawisku wyjaśnienie pozaziemskie, UFO przekształca się w IFO (Identified Flying Object). Żaden badacz, który podchodzi do tego tematu poważnie, nie zakłada z góry, że niedające się zidentyfikować zjawiska, które są obserwowane na niebie od długiego czasu, być może od czasów starożytnych, jeśli wierzyć zapiskom historycznym1, to przybysze z odległych planet w swoich kosmicznych wehikułach. Z drugiej strony, takiej opcji również wykluczyć nie można. Podejście naukowe nie powinno niczego zakładać z góry, dopóki nie zostanie zebrana wystarczaja ilości rzetelnych informacji by wysnuć na ich podstawie hipotezę.
1Przykłady tego typu relacji można znaleźć np. w opracowaniu pt. Unidentified Flying Objects in Classical Antiquity, opublikowanym przez The Classical Association of the Middle West and South w roku 2007.
UFO to fakt, nie teoria
Czy w to wierzymy, czy nie, fenomen UFO po prostu istnieje. Nie zakładając żadnej hipotezy, powstrzymując chęć wytłumaczenia zjawiska przez nasze osobiste filtry postrzegania rzeczywistości, bez przyjmowania z góry, że UFO to przywidzenia, miraże, balony meteorologiczne czy też przybysze z obcych planet, przyjrzyjmy się faktom.
Na tę chwilę istnieje setki tysięcy doniesień na temat obserwacji niezidentyfikowanych obiektów na niebie, ogrom materiału w formie zdjęć, wideo, relacji świadków z każdej grupy społecznej, począwszy od robotników fizycznych, przez pracowników naukowych, a kończąc na pilotach, kontrolerach lotów, żołnierzach, zarówno tych o niższej jak i wyższej randze, policjantach, politykach, lekarzach, prawnikach itd.
Wiele spośród obserwacji zostało dokonanych przez grupy niezależnych od siebie osób. Tak było chociażby w przypadku sprawy z 1957 roku w Levelland (stan Teksas), gdzie kilkunastu niezależnych świadków (w tym 6 funkcjonariuszy policji) obserwowało w różnych miejscach okolicy miasta Levelland lśniący obiekt latający, który lądował na ziemi, a później wzbijał się pionowo w górę. W pobliżu obiektu zaobserwowano zakłócenia w funkcjonowaniu pojazdów takie jak gaśnięcie świateł samochodu czy wyłączanie silnika,
Niektóre doniesienia dotyczyły całych społeczności. Dobrze zrelacjonowaną sprawą, między innymi dzięki wielebnemu Gillowi, który był jednym z naocznych świadków zdarzenia, jest incydent z Nowej Gwinei, rok 1959. Grupa kilkudziesięciu osób ze szkoły misjonarskiej, w tym również nauczyciele, przez dwa dni obserwowała manewry obiektu „matki” wraz z mniejszymi obiektami w bezpośredniej okolicy placówki. Generał Wilfred De Brouwer bardzo rzetelnie udokumentował spektakularną serię incydentów UFO w Belgii w latach 1989-1990. Fala UFO zaobserwowana przez tysiące osób (w tym funkcjonariuszy policji, pracownika NATO, czy chociażby pułkownika Andre Amonda), przeanalizowana przez władze rządowe oraz naukowców, do dzisiaj jest zagadką. Za niektórymi obiektami zostały wysłane samoloty bojowe F-16. Jak można się domyśleć, nie zdołały nawet dostatecznie się do nich zbliżyć.
Istnieje spory odsetek obserwacji dokonanych przez pilotów cywilnych i wojskowych, a w pewnych przypadkach takie obserwacje pokrywały się z odczytem radarów obsługiwanych przez personel wież kontrolnych (przypadek zabawy UFO z pilotem odrzutowca Lear, oraz jej obserwacją na radarze przez wieżę kontrolną i pilota samolotu rejsowego – styczeń 1967, okolice Winslow, Arizona).
Warto również zaznaczyć, że część tego typu manifestacji zostawia po sobie widoczne ślady, fizyczne dowody, że w danym miejscu coś rzeczywiście się działo. Są to najczęściej uwiędłe rośliny w miejscu „lądowania”, wypalone nagie kręgi, które potrafią utrzymywać się miesiącami i latami, czy przypalone wierzchołki drzew. Może to świadczyć o tym, że fenomen UFO jest zjawiskiem fizycznym, namacalnym, oddziałującym z najbliższym otoczeniem.
Fakt istnienia zjawiska UFO został zaakceptowany oraz udokumentowany przez Siły Powietrzne USA oraz instytucje rządowe na całym świecie (Projekt Blue Book, jednostka francuskiej agencji kosmicznej GEIPAN czy stosunkowo niedawno utworzona jednostka Pentagonu – Unidentified Aerial Phenomenon Task Force).
Doniesienia o nowych obserwacjach UFO napływają codziennie. Oczywiście sporą część z nich można wytłumaczyć zjawiskami atmosferycznymi, mirażem, samolotami, balonami stratosferycznymi czy gazem błotnym. Czasem są to tylko próby zyskania popularności, zarobienia nieco grosza. Nie zmienia to jednak faktu, że duży odsetek stanowią te, które są rzeczywistymi UFO, nie poddającym się żadnym racjonalnym wyjaśnieniom, zweryfikowanymi przez odpowiednich, kompetentnych ludzi.
Każdy sąd mając taką liczbę dowodów oraz zeznania rzetelnych świadków nie zawahałby się ani chwili by uznać jakąkolwiek inną sprawę za realną. UFO jest jednak zbyt dziwnym fenomenem, czymś co nie powinno istnieć, by można było je uznać za prawdziwe.
Nauka rozkłada ręce
Pierwszym wymogiem, stawianym naukowcowi, jest ciekawość. Musi on być zdolny do dziwienia się i żądny dokonywania odkryć.
– Erwin Schrodinger, pionier mechaniki kwantowej
Dlaczego nauka nie traktuje tematyki UFO poważnie? Jak to się dzieje, że pomimo tak dużej liczby doniesień z całego świata i istnienia bardzo wiarygodnych świadków, lub nawet grup świadków, temat wciąż przez tak długi czas upychany jest pomiędzy teorie spiskowe i science fiction? Dlaczego naukowcy starają się omijać ten fenomen szerokim łukiem? Przecież być może jest to jedno z najważniejszych odkryć ludzkości.
Istnieje kilka powodów. Pierwszym z nich jest strach przed zszarganiem opinii i przypięcia łatki „nawiedzonego”, osoby, której środowisko naukowe nie będzie traktowało poważnie. Drugim powodem, jest niechęć do tego nieznanego fenomenu i brak perspektywy udanej, pozytywnej weryfikacji, rozwiązania zagadnienia z korzyścią dla samego badacza oraz ludzkości. Naukowcy z tych dwóch grup uważają, że być może coś w tym jest, ale nie ma sensu ryzykować swojej kariery dla niewiadomej. Kolejnym powodem jest po prostu nienaukowe podejście. Tak, w tym środowisku również można znaleźć osoby, które podejście naukowe stosują wybiórczo, tylko w przypadku określonych, zwykle dobrze poznanych dziedzin. Jeśli pojawi się coś niezwykłego, niedającego się wyjaśnić w obecnych ramach nauki, odrzucają to z góry z aroganckim uśmiechem na ustach. Nie są ciekawi. Nie analizują faktów, kierują się opinią własną, społeczną, lub starszych kolegów. Z takim podejściem nie zaszlibyśmy daleko jako ludzkość.
Ostatnia przyczyna jest prosta, brak funduszy na badania, a postawmy sprawę jasno, rzetelne dochodzenie w sprawie UFO musi pociągnąć za sobą ogromne zasoby finansowe.
Właśnie z wyżej wymienionych przyczyn niestety w dziedzinie ufologicznej znajdziemy sporo osób, które nie mają bladego pojęcia w jaki sposób powinno się badać ten fenomen, jak oddzielać ziarno od plew, jak stosować naukowe metody badawcze. Mało natomiast jest rzetelnych naukowców, którzy musieliby wykazać się pewnym rodzajem odwagi porywając się na tak zagadkowe zjawisko, jakim jest UFO.
Zwolennik teorii spiskowych, widząc dziwny obiekt na niebie, poruszający się z dużą prędkością, emanujący jasnym światłem, zmieniający kierunek lotu w jednej chwili o dziewięćdziesiąt stopni, powie: „To kosmici, to na pewno są kosmici!”. Naukowiec natomiast, zbierze wszystkie fakty, porówna z innymi danymi i będzie drążył temat by na podstawie większej liczby informacji wysnuć najbardziej prawdopodobną hipotezę.
Profesor Alan Hynek, nie obawiał się zaprzepaszczenia swojej kariery, odważył się zajrzeć w nieznane i do końca podążał drogą nauki, by rozwikłać zagadkę niezidentyfikowanych obiektów latających.
Masa krytyczna i Projekt Blue Book
Latem roku 1947 rząd USA podjął pierwszą próbę poważnego podejścia do fenomenu. Ilość doniesień o UFO, również raportowanych przez zawodowych, wojskowych pilotów, stworzyła masę krytyczną, która zmusiła rząd Stanów Zjednoczonych do rozpoczęcia oficjalnego dochodzenia. Powołano więc instytucję, której zadaniem miało być dochodzenie w sprawie wyjaśnienia fenomenu UFO. Rząd obawiał się, że za tymi zjawiskami może stać złowroga technologia, np. Sowietów, bezpośrednie zagrożenie dla mocarstwa. Tak powołany został do życia Projekt Sign, później przemianowany na Projekt Grudge, by końcowo otrzymać nazwę Projekt Blue Book. Jednym z naukowców zaproszonych do programu był profesor Alen Hynek – astronom, wówczas dyrektor obserwatorium McMillim przy Uniwersytecie Stanowym w Ohio. Później również wykładowca astronomii na Uniwersytecie Harvarda, zastępca dyrektora Smithsonian Astrophysical Observatory w Cambridge.
Rolą prof. Hynek’a miała być dokładna analiza zgłoszeń UFO pod kątem wykluczenia zjawisk astronomicznych, takich jak meteory, planety, gwiazdy i wszystkie inne naturalne zdarzenia. Ogólnie rzecz biorąc, miał on wziąć pod lupę fenomen UFO i przyczynić się do jego wyjaśnienia raz na zawsze.
UFO Sceptycyzm
Allen na początku podchodził do zagadnienia bardzo sceptycznie, natomiast zgodził się na uczestnictwo w programie ze względu na jego strickte naukowy charakter. Miał przecież przyczynić się do rozwiązania tematu „latających spodków” i rozwiać mgłę tajemniczości. Chciał przyłożyć rękę do wyeliminowania całej nienaukowości z podejścia do zjawiska UFO.
Projekt Sign rozpoczął się gorączkową analizą napływających raportów w celu weryfikacji zjawiska jako technologii obcego pochodzenia, która może stwarzać zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Być może to Chiny lub Rosjanie skrywają coś o wyjątkowym stopniu zaawansowania technologicznego? Jednakże wstępna analiza doniesień nie wskazywała na to by UFO były tego rodzaju egzotyczną technologią. Wśród personelu Projektu zaczęły krążyć wobec tego różne opinie. Jedni uważali, że za zjawiskiem kryje się czysto psychologiczny mechanizm, inni że są to obce technologie, jeszcze inni, że są to technologie nie z tego świata. Wszystko to spowodowało, że Projekt Sign musiał zwrócić się o pomoc do środowiska naukowego.
Allen w tamtym okresie raczej stał na boku, wolał nie wypowiadać się głośno na temat, z którym nie był jeszcze zapoznany. Jako młody naukowiec nie chciał po prostu zaprzepaścić swojej kariery. Poza tym śmietanka naukowa była mocno sceptycznie nastawiona do UFO, a jej stanowisko brzmiało: „to nie może istnieć, więc tego nie ma”. Taka postawa środowiska naukowego była po części uzasadniona. W dużej mierze w skutek przedstawienia fenomenu przez Projekt Sign w sposób mocno chaotyczny. Garść często idiotycznych, nieprzeanalizowanych wcześniej doniesień, naszpikowanych niepotrzebnymi emocjami i błędami w postrzeganiu zwykłych, naturalnych zjawisk. W skrócie raporty rodem z brukowców, bez filtracji naukowej. W tamtym czasie powstało również sporo szurniętych grup ufologicznych, nawet o podłożu religijnym. Ta cała otoczka wręcz wymagała ostracyzmu ze strony naukowej śmietanki. Miało to znaczący wpływ na ukierunkowanie drogi działania Pentagonu w sprawie niezidentyfikowanych obiektów latających.
Mieszanka arogancji, ignoracji oraz nierzetelności spychała temat UFO na margines przez większą część środowiska naukowego. W mniejszości po pewnym czasie znalazł się Allen Hynek i nieliczna grupa naukowców zainteresowanych tym odsetkiem doniesień, które nie wpisują się w ramy błędnie zinterpretowanych zjawisk.
Nowa Obserwacja Empiryczna
W trakcie gromadzenia doniesień i przesłuchiwania świadków, Allen zaczął zmieniać swój pogląd, ponieważ nie wszystkie z nich można było wytłumaczyć w sposób zgodny z obecną wiedzą naukową. Tym bardziej, że podchodził do zagadnienia bez uprzedzeń i starał się stosować do jego badania metodologię naukową, tzn.:
- Brał pod uwagę jedynie doniesienia, których świadkami były co najmniej dwie osoby, najlepiej od siebie niezależne.
- Świadkowie musieli odznaczać się wiarygodnością. Weryfikowano to poprzez wywiad, który miał dowieść niezszarganej opinii świadków, ich prawdomówności. Duża część z nich odznaczała się wysoką pozycją społeczną, odpowiedzialną pracą (prawnik, polityk, policjant, wojskowy ip.), znaleźli się w tym gronie również naukowcy.
- Weryfikacja zjawiska przebiegała po analizie naukowej doniesienia i eliminacji wszelkich naturalnych i antropologicznych czynników, które mogły wywołać zjawisko. Weryfikacja następowała przez osoby do tego kompetentne.
Allen w trakcie badań postawił pewne zasadnicze pytanie, na które należało znaleźć odpowiedź: Czy mamy do czynienia z całkowicie nową obserwacją empiryczną? Inaczej, czy to co widują ci wszyscy ludzie jest całkowicie nowym, nieznanym nauce zjawiskiem, do którego wyjaśnienia należy użyć nowych teorii i którego nie można wpisać w obecne ramy nauki? Niestety, o ile grunt do badania wydawał się być bardzo żyzny, instrument którym był Projekt Sign/Gudge/Blue Book stał się wielce dysfunkcyjny, przez co profesor Hynek coraz bardziej krytycznie do niego podchodził.
Projekt Kpina
Projekt Sign dysponował bardzo ubogim inwentarzem doniesień, przy czym większość z nich była kiepskiej jakości. Jednakże mimo to, właśnie na tym etapie rządowe dochodzenie w sprawie UFO miało najwyższą rangę. W miarę przemiany na Projekt Grudge, a później Blue Book, doniesień było coraz więcej, miały też znacznie wyższą wartość, a mimo to stanowisko sił lotnictwa i rządu uległo gruntownej przemianie. Przejście było niepokojące, ze stanowiska „nie wiemy co to jest, być może jest prawdziwe” do stwierdzenia „to był balon”, albo „planeta Wenus”. Powinno być wręcz odwrotnie, im więcej rzetelnych danych tym większa ranga przedsięwzięcia, co również jasno stwierdził Edward J. Ruppelt – jeden z dyrektorów Projektu Grudge i Blue Book. Można to wyjaśnić przez wpływ środowiska naukowego, które prześmiewczo podchodziło do fenomenu oraz tak zwaną wojskową postawą. Oni potrzebują odpowiedzi, nie zagadek. Jeśli coś można nagiąć do wyjaśnienia naturalnego – robili to, jeśli nie – niewyjaśnione, koniec sprawy.
Dochodzenia stawały się coraz bardziej powierzchowne, czasem nawet nie potrudzono się by przeprowadzić wywiad ze świadkami osobiście, wystarczył jeden telefon by zamknąć daną sprawę. Świadkowie często byli ośmieszani, zdarzało się że doniesienie o zaobserwowaniu UFO wręcz rujnowało ich życia. Idealnym przykładem jest pościg UFO, który miał miejsce w kwietniową noc 1966 roku w powiecie Portage, stan Ohio. Jego uczestnikami było czterech funkcjonariuszy policji. Główny świadek zdarzenia – zastępca szeryfa, Dale F. Spaur – został potraktowany przez wywiad Blue Book wyjątkowo parszywie, przez co lokalna społeczność przykleiła mu łatkę wariata. W konsekwencji stracił pracę, a nawet rodzinę. Ewidentna niezwykłość zdarzenia, wręcz fantastyczna, jak chociażby przelatujący tuż nad głowami olbrzymi obiekt skrzący się jaskrawym, białym światłem, nie mogła świadczyć o zjawisku naturalnym. Wywiad ze świadkami zdarzenia przeprowadzony przez majora Quintanilla, który w tym czasie był szefem programu Blue Book, jest wręcz groteskowy. Totalna ignorancja ich zeznań oraz faktów po to tylko by dopiąć swego, czyli zakończyć dochodzenie ulubionym oświadczeniem: świadkowie widzieli planetę Wenus. Ten werdykt to jak splunięcie w twarz i podważenie poczytalności wszystkich świadków zdarzenia. Przypominam, że byli to szanowani funkcjonariusze miejscowej policji. Oczywiście każdy z nich, a zwłaszcza oficer Spaur, absolutnie temu zaprzeczyli, wręcz wskazali, w którym miejscu tej konkretnej nocy znajdowała się Wenus, była dobrze widoczna. Nie ważne, Wenus, koniec dochodzenia. Podobne sytuacje miały miejsce bardzo często.
Opinia publiczna widziała Projekt jako skrupulatne rządowe dochodzenie, organizację składającą się z naukowców, wysoko postawionych oficerów, specjalistów. Prawda była odmienna, Projekt stał się kpiną z nauki. Brak funduszy, brak zaplecza naukowego, dowodzony przez oficerów niskiego szczebla, przez co egzekwowanie jakichkolwiek praw było bardzo utrudnione.
Nie muszę dodawać, że ten stan rzeczy wyjątkowo irytował Hynek’a, który pomimo swoich zaleceń, stosowania pism (oficjalny list skierowany do pułkownika USAF, Raymonda Sleeper’a krytykujący metodologię Blue Book, 7 październik 1968 r), nie mógł nic wskórać. W skrócie: doniesienia były szufladkowane albo jako zjawiska naturalne (planety, samoloty, meteory itp.), albo zdarzenia niezidentyfikowane. Na tym dochodzenie się kończyło.
Panel Robertsona
Po kilku latach działalności Projektu, został zwołany prestiżowy panel dochodzeniowy pod kierownictwem Howarda P. Robertson’a, na żądanie CIA. Panel miał za zadanie zbadanie sprawy „latających spodków” i na podstawie obecnych doniesień zgromadzonych przez Projekt Blue Book, wysnuć wnioski, głównie odnośnie potencjalnego zagrożenia ze strony UFO dla bezpieczeństwa narodowego. Wnioski, jak się okazało, były zbyt pochopne, wyciągnięte na podstawie bardzo chaotycznych i kiepskich jakościowo doniesień. Wskazuje na to doskonale tak zwany Raport Blue Book 14 stworzony przez panel Batelle Memorial Institute z Columbus, stan Ohio. Było to opracowanie statystyczne Projektu Blue Book, które kwestionowało jego metodologię oraz wskazywało na nierzetelność danych, postulując, że wygłaszanie jakiejkolwiek opinii na temat zajwiska UFO jest przedwczesne i bazujące na niewystarczających danych.
Sprawozdanie wydane przez Panel Robertsona w gruncie rzeczy było tak bardzo rzetelne, na ile mogło być biorąc pod uwagę materiał, na którym bazowano. Wnioski były ze sobą nieco sprzeczne: UFO stwarza i niestwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Niestwarza, ponieważ według raportu, fenomen UFO nie wydaje się być niczym groźnym, a większość doniesień można wytłumaczyć naturalnymi zjawiskami. Stwarza, ponieważ wzrastająca tendecja zgłaszania doniesień przez społeczeństwo może np. blokować główne kanały łączności, które powinny być przeznaczone do poważnych meldunków. Co więcej, narastająca histeria UFO mogłaby zostać wykorzystana przez złowrogą propagandę. Komisja tym samym zalecała, by jak najszybciej pozbawić UFO aury tajemniczości i skłonić opinię publiczną do zaprzestania interesowania się tematem.
Tak oto, po raz kolejny, nad realnie występującym fenomenem UFO, wydany został werdykt, na podstawie dochodzenia, które bazowało na materiale badawczym przygotowanym przez niekompetentnych ludzi o błędnie ugruntowanej opinii na temat zjawiska, o którym nie wiedzieli nic.
W skutek tego ten niebywale interesujący pod kątem naukowym temat został zepchnięty na dalszy plan i przez dłuższy czas środkowisko nauki w większości nie podchodziło do niego poważnie. Można tutaj zobaczyć to właśnie „wojskowe podejście” do zagadnienia. Ustalmy czy to będzie do nas strzelać, jeśli tak, zestrzelmy to, jeśli nie, dajmy sobie z tym spokój.
„UFO nie może istnieć, więc nie istnieje”
Właśnie na tym teoremacie, jak wspomina pułkownik Edward J. Ruppelt w swojej książce pt. Report on Unidentified Flying Objects opierał się Projekt Grudge i Blue Book. UFO nie istnieje, to jest pewne. Skoro to jest pewne, pomyślmy czym możemy wytłumaczyć te światełka co to je ludzie widują. Wspomina również: „Dobre doniesienia napływały w liczbie mniej więcej dziesięciu miesięcznie, ale nie weryfikowano ich i nie badano. Większość leceważono.” Sam Ruppelt określał czas działania Projektu Grudge jako okres średniowiecza. Każde doniesienie wkładano w jedną z dwóch szuflad, tą z napisem balon, Wenus, inne zjawisko naturalne, oraz tą z napisem „niezidentyfikowane”. Sprawa zamknięta, wszyscy są szczęśliwi.
Warto byłoby sobie w tym miejscu zadać pytanie: dlaczego pomimo przyjętego stanowiska zarówno Pentagonu, środowiska naukowego oraz Sił Lotnictwa USA, że UFO nie jest niczym groźnym i w gruncie rzeczy nie warto tym sobie zaprzątać głowy, projekt nadal był kontynuowany? Dlaczego rząd USA przekazywał w dalszym ciągu sprzeczne sygnały? Z jednej strony wydając jednogłośną opinię o nierealności zjawiska, z drugiej klasyfikując dokumenty w sprawie UFO jako tajne i cały czas podtrzymując Projekt przy życiu? Czy kontynuowany w sposób, można rzec, niekompetentny i mało mający wspólnego z metodologią naukową Projekt Blue Book był jedynie fasadą dla prawdziwego dochodzenia ukrytego przed opinią publiczną?
Komisja Condona i koniec Projektu Blue Book
W końću jednak to się stało. Trzeba było wreszcie rozstrzygnąć spór na temat UFO raz na zawsze. Projekt Blue Book oficjalnie zakończył swoją działalność w roku 1969 wskutek raportu komisii dowodzonej przez dr Roberta U. Condona, uznanego w tych czasach fizyka. Komisja została powołana, by ocenić zasadność projektu i zaopiniować czy dalsze jego prowadzenie ma jakikolwiek sens. W wypuszczonym do opinii publicznej podsumowaniu uznała, że dalsze badanie tematu nie ma podstaw, ponieważ fenomen UFO nie stanowi ani zagrożenia, ani podatnego na dalsze badania gruntu. To były wnioski i zalecenia. Zalecenia, które kompletnie nie pokrywały się z dziewięciuset stronnicowym raportem komisji, w którym wśród wszystkich skrupulatnie przeanalizowanych doniesień, znajdziemy 25% takich, których komisja nie zdołała wyjaśnić w jakikolwiek sposób. Podkreślić należy fakt, że pod uwagę wzięto jedynie dziewięćdziesiąt doniesień z dwudziestu pięciu tysięcy znajdujących się w archiwach Blue Book. Co więcej, doniesienia te nie przeszły wstępnej ekspertyzy, przez co znalazło się w tej grupie sporo przypadków, których wyjaśnienie jest banalne i nie powinny zostać w ogóle brane pod uwagę.
Jaki cel postawiła sobie komisja Condona? Niemożliwy do zeralizowania. Condon starał się zastosować metodologię naukową do odpowiedzi na pytanie: Czy UFO to statki latające pochodzenia pozaziemskiego? Oczywistym jest fakt, że na to pytanie nie mógł znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, a już na pewno nie można było tego zrobić biorąc pod lupę ułamek danych, w dodatku niereprezentatywny. Prawidłowe pytanie powinno brzmieć: Czy zjawisko UFO realnie występuje oraz czy są to nowe obserwacje empiryczne, sugerujące nowe, nieznane nauce zjawisko?
A może jednak to kosmici?
Kierunek badania UFO, który obrała komisja Condona, pod kątem wsparcia hipotezy pochodzenia pozaziemskiego w gruncie rzeczy nie byłby złym kierunkiem, o ile dochodzenie byłoby przeprowadzone na podstawie rzetelnych, usystematyzowanych doniesień, które wcześniej zostały sklasyfikowane jako „niezidentyfikowane”. Właśnie tą drogą starał się podążać doktor David Robertson Saunders, członek komisji Condona, zagożały zwolennik teorii o UFO jako pojazdach latających pozaziemskiego pochodzenia. Rozpoczął selekcjonowanie doniesień oraz ich systematyzację. Udało mu się stworzyć bazę kilku tysięcy przypadków, które były interesujące pod kątem teorii poziaziemskiej. Niestety jego praca nie została doceniona, a sam Saunders został wyrzucony z komisji.
Condon analizował przypadki, które były proste do wyjaśnienia, te zaś które wymagały rzetelnej analizy, nadal pozostały niewyjaśnione i bagatelizowane. Czyż nie powinno być na odwrót? To właśnie coś, czego nie można wyjaśnić wskazuje na grunt do badań, nie zaś coś, co już dawno zostało zweryfikowane. Trafne podsumowowanie pracy komisji nakreślił William T. Powers, współpracownik Alena Hynek’a w jednym ze swoich artykułów: „chodziło o wyciszenie lub zignorowanie rzeczy niewyjaśnialnych, natomiast nagłośnienie możliwych wyjaśnień, nawet wówczas, gdy szczegółowa analiza parktycznie je wykluczała.”
Pomimo nienaukowości w podejściu Condona, komisja dopieła swojego głównego celu: oficjalne dochodzenie o UFO pod nazwą Projekt Blue Book zostało zakończone, a sam temat UFO został ponownie przedstawiony opinii publicznej jako mrzonki dobre dla autorów science fiction.
Oni coś ukrywają
Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe informacje czytelnikowi może nasuwać się pytanie: czy działania rządu nie są skierowane na ukrywanie prawdy o UFO? Czy Projekt Blue Book nie był jedynie fasadą dla prawdziwego dochodzenia ukrytego przed oczami opinii publicznej? Mocno zastanawiającym jest fakt ogromnej ignorancji fenomenu, który realnie występuje i może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Teoria spisku jest oczywiście możliwa, natomiast warto rozważyć również drugą opcję, być może bardziej prawdopodobną.
Rząd USA pod naciskiej opinii publicznej tworzy projekt, który ma zająć się niepokojącym zagadnieniem UFO. „Nie bójcie się, wszystkim się zajmiemy”, mówią. Fundusze nie są zbyt duże, bo przecież oczywistym jest, że takie zjawisko to jakaś bujda, przewidzenia, miraż, coś co można łatwo wytłumaczyć. Okazuje się, że jednak jest drugie dno i niektóre doniesienia są wyjątkowo wiarygodne i niewytłumaczalne. W tym momencie, zamiast drążyć temat i mówić: „niestety nadal nie wiemy z czym mamy do czynienia”, tym samym podburzając fundamenty potężnego, dbającego o bezpieczeństwo swoich obywateli mocarstwa, postawili na szybkie zamknięcie tematu. Wyjaśnić na kolanie to co się da, a tego czego się nie da, odznaczyć jako niewyjaśnione, ale niegroźne. Tym samym uspokoić społeczeństwo.
Kapitan E. Ruppelt jeszcze za czasów Projektu Grudge skłaniał się tłumaczył tę postać rzeczy brakiem organizacji i koordynacji w działaniach przedsięwzięcia, bagatelizacji dowodów w oparciu o teoremat: „nie może istnieć, więc nie istnieje”. Profesor Hynek natomiast, pomimo iż raczej skłaniał się ku teorii Ruppelta, nie wykluczał również, że Projekt Blue Book był jedynie fasadą. Mogłoby na to wskazywać kilka faktów.
- Przywiązywanie większej uwagi do doniesień, które można w łatwy sposób wytłumaczyć, a te które wydawały się wyjątkowo obiecujące i należało je skrupulatnie przeanalizować, otrzymywały niski prioter. Były, albo w ogóle nie badane, albo powierzchownie. Jeśli już nie można było w żaden sposób sklasyfikować przypadku do czynników znanych, okraszano go plakietką „niezidentyfikowane”, a sprawę zamykano.
- Z wiarygodnych świadków, wojskowych, oficerów wywiadu, funkcjonariuszy policji, których jednym z głównych zadań jest zgłaszanie niepokojących, potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu narodowemu raportów, robiono zwykłych durniów, niepotrafiących odróżnić samolotu, gwiazdy, czy satelity od czegoś rzeczywiście niezwykłego. Działanie niedopuszczalne, wręcz groźne dla bezpieczeństwa narodowego. Dobry przykładem mogą posłużyć wydarzenia z pierwszych dni sierpnia 1969 r., rozgrywające się na terytorium stanów Wyoming oraz Nebraska. Funkcjonariusze policji z różnych posterunków zaobserwowali wtedy szwadrony UFO, emitujące różnobarwne światła, poruszające się bezgłośnie w różnych kierunkach z dużą prędkością, lądujące, zawisające w bezruchu na niedużej wysokości. W tym czasie do lokalnego radia spłynęło sporo raportów od miejscowej ludności. Obiekty zostały również zauważone przez pułkowników pobliskich baz powietrznych. Wszyscy świadkowie zgłaszali obiekty UFO o wysokim stopniu niezwykłości. Tego typu zdarzenie powinno spotkać się ze zdecydowaną reakcją rządu. Tak się jednak nie stało. Według Blue Book obserwowane obiekty były zwykłymi gwiazdami. Prof. Hynek podsumował to w ten sposób: „Jest to zaprawdę równoważne ze stwierdzeniem, iż odpowiedzialne za obronę kraju przed poważnymi atakami z powietrza Strategiczne Dowództwo Lotnictwa składa się w znacznej mierze z ignorantów, niezdolnych odróżnić migocące gwiazdki od niezwykłych jednostek latających.” Ta opinia nie dosyć, że stanowi ujmę na inteligencji i doświadczeniu wojskowych oraz funkcjonariuszy policji, jest również karygodna pod kątem bagatelizacji potencjalnego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego.
Tak naprawdę powyższe fakty mogą wskazywać zarówno na to, że rząd przed nami coś ukrywa, jak również, że podczas swoich działań w ramach dochodzenia nad tematem UFO bazował na poglądzie, że ten fenomen po prostu nie może istnieć, więc nie ma czym się martwić. Skoro doniesienia o tego typu zjawiskach nie dało się wytłumaczyć w sposób racjonalny, zgodny z obecną wiedzą, to znaczy że musiały być zwykłą imaginacją, mirażem, chwilowym brakiem poczytalności itp. Na pewno nie było to realne zjawisko, więc dajmy sobie z tym spokój.
Istniało, jeszcze jedno wytłumaczenie totalnego spartolenia Projektu. Chęć rychłego awansu. Jak już wspominałem Projektami zarządzali oficerowie niskiego szczebla, znali oni dobrze stanowisko Pentagonu na temat UFO, wypracowane jeszcze za czasów Projektu Sign, czy Panelu Robertsona. Jak na górze, tak i na dole. Nikt z dowodzących Projektem, nie chciał się nadto wychylać przed szereg, by nie zszargać swojej opinii, odwalić robotę i jak najszybciej wspiąć się po szczeblach kariery.
Raport COMETA – odzieranie UFO z irracjonalności
Od czasów Projektu Blue Book, rząd USA nie interesował się zjawiskiem. Oczywiście w międzyczasie powstawały instytucje cywilne, które zajmowały się badaniem fenomenu, takie ja MUFON (Mutual UFO Network), czy założony przez profesora Allen’a Hynek’a CUFOS (Center for UFO Studies), które nadal gromadziły doniesienia z całego świata. Jednakże, przynajmniej oficjalnie, wraz z zamknięciem Blue Book, rząd USA porzucił pogoń za nieznanym.
Zabiegi agencji rządowych okazały się jednak niebywale skuteczne. Dzięki nim przez długi czas, fenomen UFO stał się obiektem drwin oraz tabuizacji ze strony społeczeństwa. Do częściowej zmiany tego podejścia przyczynił się między innymi francuski zespół badawczy, dzięki któremu w 1999 roku został opublikowany raport w sprawie UFO o nazwie COMETA. Dochodzenie, które miało przyczynić się do odarcia zjawiska UFO z odium irracjonalności.
W skład grupy badawczej wchodzili emerytowani funkcjonariusze wyższego szczebla (np. generał Bernard Norlain – były dyrektor Institut des hautes études de Défense nationale), naukowcy, inżynierowie oraz eksperci astronautyki. Przez trzy lata zespół studiował doniesienia złożone przez personel wojskowy oraz pilotów – bardzo wiarygodnych świadków. Na podstawie skrupulatnego dochodzenia, oznajmili światu, że zjawisko niezidentyfikowanych obiektów latających jest jak najbardziej realne i należy ustanowić dla niego wysoki, międzynarodowy priorytet badawczy. Tym bardziej, że wojskowi biorący udział w przedsięwzieciu wyrażali opinię iż UFO może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Dla około pięciu procent z wszystkich analizowany, rzetelnie udokumentowanych przypadków nie udało się znaleźć wytłumaczenia. Raport kończy się tymi słowami:
Doniesienia te, bardzo dobrze udokumentowane, są często poparte śladami na ziemi lub obserwacją radarową. Czy są to tajne projekty samolotów? Być może w niektórych przypadkach. Czy jesteśmy świadkami obecności na Ziemi statków pochodzenia pozaziemskiego? Nie można wykluczyć tej hipotezy. Jeśli uda się jej dowieść, będzie to miało poważny wpływ na obronę międzynarodową.
Raport został przedstawiony najwyższym władzom Francji. Jego autorzy nawoływali do współpracy rządy Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych w kwestii zgłębienia fenomenu UFO, zwłaszcza pod kątem ewentualnego zagrożenia dla ludzkości ze strony latających obiektów nieznanego pochodzenia.
UFO – realne zagrożenie
Kolejnym przełomowym rokiem był 2020, w którym upubliczniono w mediach trzy oficjalne nagrania pilotów marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, przedstawiających niezidentyfikowane obiekty latające, znane jako GIMBAL, GOFAST i FLIR. Pentagon, w skutek tego, po raz pierwszy od długiego czasu, oficjalnie zainteresował się problemem UFO „na poważnie”. Narodziła się nowa, rządowa jednostka do spraw niezidentyfikowanych zjawisk w przetrzeni powietrznej (Unidentified Aerial Phenomenon Task Force). UFO zostało przekształcone w UAP (Unidentified Aerial Phenomena) ze względu na negatywne skojarzenia z terminem UFO (do czego, nawiasem mówiąc sami przyłożylli wcześniej rękę).
Po roku działania nowego projektu został wydany raport, w który Pentagon oznajmia iż nadal nie wiedzą czym jest UAP. Nie wspominają nic o hipotezie pozaziemskiej, również jej nie wykluczając. Mniej więcej w tym samym czasie zmienia się narracja w mediach. UFO nie jest już kpiną, a realnym zjawiskiem. W popularnych i poważanych portalach informacyjnych takich jak New York Times, czy CNN ukazują się niepokojące artykuły przedstawiające fenoment jako potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
Według Stevena Greera – jednego z czołowych badaczy fenomenu – jest to celowy i spodziewany od jakiegoś czasu zabieg. UFO ma być nastepnym kozłem ofiarnym, wielkim niebezpieczeństwem, które będzie usprawiedliwiało kolejne działania militarne Stanów Zjednoczonych. Podobnie jak to było w przypadku terroryzmu.
Jak będzie wyglądała przyszłość? Czy nowy projekt Pentagonu zedrze ze zjawiska UFO kotarę tajemniczości? Czy będzie tak jak z Projektem Blue Book – nie wyjaśni niczego, po pewnym czasie bagatelizując zjawisko i na jakiś czas wyciszając jego fenomen wśród opinii publicznej.
Wielkie wypieranie rzeczywistości
Pomimo oficjalnych rządowych programów badawczych, raportów instytucji naukowych, ekspertyz, rzeszy doświadczonych i wykwalifikowanych badaczy zajmujących się zjawiskiem, świadków takich jak wojskowi, piloci, naukowcy, lekarze, policjanci, czy nawet całych społeczności, dowodów fizycznych w postaci wypalonych drzew, kręgów na ziemi, fenomen UFO nadal jest postrzegany przez wielu ludzi jako fantastyka, a nie fakt. Nie chodzi o brak wiary we wszelkiej maści hipotezy czym ono jest. Nie chodzi o negowanie wizyt gości z kosmosu. Jest to zaprzeczenie realności istnienia samego zjawiska, a to już jest dzisiaj, zresztą było już dawno, niedorzeczne.
Czy jest to związane z ogólną tendecją do wypierania tego co nieznane? Ciepło wiedzy jest bezpieczne, chłód niewiedzy wywołuje w nas lęk. Fenomen UFO może być niebezpieczny dla ludzkości, może poważnie zachwiać podwalinami świata takiego jaki znamy, może przyczynić się do upadku wiary i religii. Może namieszać w każdym możliwym aspekcie naszego istnienia. Być może dlatego wolimy nie patrzeć na to co znajduje się pod łóżkiem, nawet jeśli kątem oka widzimy wysuwającą się spod niego włochatą łapę. Lepiej zamknąć oczy i powiedzieć: „to tylko przywidzenia”.
Istnieje prawdopodobieństwo, że jest to celowa manipulacja. Być może wszystkie te rządowe projekty były i są nadal fasadą? Może rzeczywiście ONI coś wiedzą i za wszelką cenę starają się narobić takiego chaosu informacyjnego jak to tylko możliwe, by wymieszać prawdę z fałszem i spuścić zjawisko UFO w toalecie, wraz z innymi nawiedzonymi teoriami zbzikowanych szaleńców.
Czy kiedykolwiek odkryjemy prawdę?
Niektórzy sądzą, że już ją odkryli. Warto zaznajomić się z dorobkiem takich osób jak chociażby wyżej wspomniany dr Steven Greer, który na podstawie swoich wieloletnich badań i eksperymentów, twierdzi, że dowody jasno wskazują iż UFO to nic innego jak statki pozaziemskie, które od długiego czasu odwiedzają naszą piękną planetę. Prawda jest również oczywista dla osób, które przeżył bliskie spotkanie drugiego lub trzeciego stopnia. Czy gdyby Ciebie, drogi czytelniku, spotkało coś takiego, czy nie zyskałbyś pewności? W piękny letni wieczór, być może podczas spaceru nieopodal lasu, nagle zobaczyłbyś nad polaną, duży, świetlisty, unoszący się bezgłośnie, dyskoidalny pojazd. Pojazd, który równie bezgłośnie przesunął się nad Twoją głową, wolno, na tyle wolno, że mogłeś go dokładnie zobaczyć. Po chwili, w ułamku sekundy, wzbił się pionowo w górę i poszybował w stronę niebios. Czy to by coś zmieniło? Dla Ciebie tak, miałbyś pewność. Dla innych? Nic, to nie miałoby większego znaczenia. Takich relacji jest mnóstwo, natomiast osobiste doświadczenie nie jest równoznaczne z dowodem naukowym. Zawsze można je przypisać halucynacji, mirażowi itp. Osobiście uważam, że dopóki nie dojdzie do pierwszego prawdziwego kontaktu, dopóki nie zobaczymy jak statek kosmiczny ląduje w samym centrum miasta, będzie bardzo trudno dowieść hipotezy gości z kosmosu. Zresztą, jestem przekonany, że nawet wtedy znajdą się tacy, którzy będą w tym wietrzyć jakiś spisek. Poza tym hipoteza pozaziemska jest tylko jedną z wielu, takich jak tajne projekty militarne, goście z równoległych rzeczywistości, przybysze z przyszłości, nowe, jeszcze niepoznane naturalne zjawisko naturalne, istoty duchowe i tak dalej.
Trzymajmy się jednak faktów. Na podstawie licznych doniesień z całego świata i wszelkiej maści dowodów, a także oficjalnych i nieoficjalnych dochodzeń, możemy z całą pewnością jasno powiedzieć:
- UFO istnieje jako materialne zjawisko, prawdopodobnie sterowane w sposób inteligentny,
- Rząd USA bagatelizuje zjawisko, dyskredytuje doniesienia oraz wiarygodnych świadków, co może stwarzać zagrożenie międzynarodowe,
- UFO to zjawisko niezidentyfikowane, a hipoteza pozaziemska jest tylko hipotezą i wymaga dalszych badań.
Źródła:
Zetknięcie z UFO, Alen Hynek, 1991
UFO. Generałowie, piloci i funkcjonariusze państwowi mówią o faktach, Leslie Kean, 2020
UFOs and Defense: What Should We Prepare For? Raport francuskiego stowarzyszenia COMETA zajmującego się sprawą niezidentyfikowanych obiektów latających, 1999
The Report on Unidentified Flying Objects, Edward J. Ruppelt, 1956