Część z Was prawdopodobnie widziała kultową produkcję pt. Bliskie spotkania trzeciego stopnia w reżyserii Stevena Spielberga. Jeśli tak, na pewno kojarzycie scenę pościgu gliniarzy za statkami UFO, które wyglądały jak świecące nakręcane bąki kupione na odpustowych straganach.
Aż trudno uwierzyć, że ta scena jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, które rozegrały się w noc 16 kwietnia 1966 roku w hrabstwie Portage, stan Ohio.
Ta noc zmieniła na zawsze życie Dale’a F. Spaura – zastępcy szeryfa hrabstwa Portage. Gdyby mógł cofnąć czas, z całą pewnością dnia 16 kwietnia nie byłoby go w pracy. Wziąłby urlop, chorobowe, cokolwiek, by tylko te wydarzenia ominęły go szerokim łukiem.
Pierwsze wezwanie – obiekt wielkości domu
Nocna zmiana Dale’a zapowiadała się spokojnie. Po kolacji i kilku filiżankach kawy udał się na służbę. Otrzymał dwa zgłoszenia, z czego jedno wymagało nieco dłuższej interwencji. Samochód wypadł z trasy w pobliżu Atwater Center i zderzył się ze słupem. Spaur zabrał ze sobą Wilbura Neffa, miejscowego mechanika, który pełnił od czasu do czasu rolę zastępcy ochotniczego, po czym obaj udali się na miejsce wypadku. Kierowcę z niewielkimi obrażeniami odesłali do szpitala oraz dopilonowali by samochód został odholowany, poczekali na montera, który miał zająć się naprawą słupa i pojechali na kawę do pobliskiej miejscowości Deerfield. Wszystko wzorowo, wręcz podręcznikowo.
Wrócili na miejsce wypadku przed godziną 5:00, zdąrzyli jeszcze zastać montera i wręczyć mu kubek gorącej kawy.
Pierwszą wiadomość radiową otrzymali w trakcie rozmowy z monterem. Kobieta z sąsiadującego powiatu Summit zgłosiła dziwny, ogromny obiekt, wielkości domu, który lata sobie nad okolicą jak gdyby nigdy nic. Spaur i Neff nie wzięli tego zgłoszenia poważnie, pożartowali chwilkę przez radio z centralą, po czym udali się do miejscowego szpitala by sporządzić raport z miejsca wypadku. Nie dotarli jednak na miejsce, ponieważ ich uwagę przykuł porzucony na poboczu samochód.
Kosmiczny Niszczyciel Rzeczywistości
Zaparkowali radiowóz zaraz za porzuconym samochodem. Dale podszedł z jego lewej strony, Neff stał po prawej stronie radiowowu, ubezpieczając Spaura na wszelki wypadek. Cały czas bacznie rozglądając się dookoła, Dale spostrzegł wreszcie to o czym mówiła wyśmiana wcześniej kobieta.
Unosił się za plecami Neffa, tuż nad czubkami drzew zalesionego terenu roztaczającego się wokół szosy. Był praktycznie bezgłośny i przesuwał się w ich stronę. Wielki jak dom, świetlisty, nierealny obiekt. Spaur popatrzył na Neffa, który nie potrafił wydusić z siebie słowa, stał tylko z rozdziawioną szczęką jakby doznał paraliżu całego ciała. Obiekt szybko znalazł się tuż nad nimi, emanując oślepiającym światłem, które zmusiło funkcjonariuszy do opuszczenia głów. Spaur czuł się jak we śnie, nie był pewien czy to co się dzieje, dzieje się naprawdę. Poruszył swoją prawą nogą, popatrzył na swoje ręce, wszystko było ok, chyba żył. Obydwaj słyszeli cichy pomruk o zmiennej częstotliwości, który wydawał obiekt.
Prawie w jednym momencie ruszyli w stronę radiowozu. Wiedzieli, że muszą jak najszybciej znaleźć się w środku, by cokolwiek oddzielało ich ciała od tej rzeczy.
Zestrzel to!
Siedząc w radiowozie, nie robili nic. Po prostu czekali co się stanie. Nie byli w stanie stwierdzić jak długo trwała ta chwila, być może kilka sekund, być może kilkadziesiąt minut. W każdym razie UFO odpuściło nieszcześnikom i przesunęło się nieco na wschód, po czym znowu zawisło w powietrzu. Dale w jakiś sposób otrząsnął się częściowo z szoku, zamknął rozdziawioną szczękę i stwierdził, że należy to jak najszybciej zgłosić. Pełen zażenowania i strachu przed wyjściem na totalnego świra, z niepewnością w głosie przekazał centrali przez radio, że to coś co zgłaszają ludzie, wisi właśnie nad ich głowami. W odpowiedzi usłyszeli: „Zestrzel to!”, z ust Roberta Wilsona, drugiego zastępcy szeryfa. Zdecydowanie niewykonalne zadanie, biorąc pod uwagę rozmiary obiektu, a także to, że wydawał się być na totalnie wyższym poziomie zaawansowania technologicznego niż cokolwiek co znali na Ziemi.
Nie myśląc dłużej, funkcjonariusze udali się w irracionalny pościg za UFO, który ciągnął się przez jakieś 113 km.
Pościg za UFO
Funkcjonariusz Wayne Huston siedząc w swoim wozie patrolowym, niedaleko East Palestine (stan Ohio), przysłuchiwał się z niedowierzaniem rozmowy radiowej Spaura z jego posterunkiem w miejscowości Ravennie. Fantastyczną audycję radiową, rodem z wojny światów przerwała obserwacja sunącego na wysokości ok. 250 m nad szosą, jasnego, dużego obiektu, który według opisu Hustona przypominał rożek na lody. Tuż za obiektem podążał radiowóz ze Spaurem i Neffem na pokładzie. Nie namyślając się ani chwili, Wayne dołączył do szaleńczego pościgu za nieznanym. Dwa radiowozy, pędzące za czymś co nie powinno istnieć. W swoim pościgu dotarli do Pensylvanii, cały czas utrzymując wzajemny kontakt radiowy. Huston poprosił bazę by połączyła ich z nabliższym im funkcjonariuszem, który pełnił właśnie służbę w terenie. Nie było nikogo w pobliżu. Dopiero w Conway spotkali Franka Panzanella, policjanta, który przystanął na poboczu tylko po to by obserwować obiekt za którym pędzili Spaur, Neff oraz Huston.
Nawet się nie pożegnali
Frank wypił filiżankę kawy w hotelu Conway, po czym wsiadł do radiowozu i powrócił do patrolowania okolicy. Jadąc Drugą Aleją spostrzegł po swojej prawej jasny obiekt. Pomyślał wtedy, że prawdopodobnie jest to jakiś samolot. Zatrzymał się na poboczu, by przyjrzeć mu się uważniej. W chwilę po tym dołączyły do niego dwa radiowozy z naszymi trzema pozostałymi bohaterami na pokładzie. Wspólnie obserwowali powolne oddalanie się obiektu, gwałtowne wznoszenie i niknięcie w głębinach nocnych przestworzy. Frank zdąrzył jeszcze przekazać centrali by poinformowała lotnisko w Pittsburgu, żeby mieli baczność na niespodziewanych gości. Ktoś z centrali zapytał czy czasem mu nie odbiło?
Zespół Blue Book ponownie błysnął
Całą sprawą zajął się major Quintanilla, szef Projektu Blue Book. Już od początku dochodzenia, jego założenia były proste i zgodne z polityką Blue Book. Oczywistym jest fakt, że wszyscy świadkowie widzieli satelitę, planetę, lub ulegli złudzeniu. Należy więc tylko to udowodnić. Sprawa zamknięta.
Major tym razem postawił początkowo na satelitę, ale później coś mu się odwidziało i stwierdził, że to jednak planeta Wenus. Właśnie to starał się wmówić głównemu świadkowi zdarzenia – Spaurowi. Dale był tym bardzo zniesmaczony. Trudno mu się dziwić, Quintanilla usiłował zrobić z niego naiwnego, niedouczonego chłopka, który nie powinien obejmować stanowiska funkcjonariusza policji, skoro nie potrafi odróżnić planety od pozaziemskiego statku kosmicznego.
Samo dochodzenie było farsą. Przede wszystkim nie przesłuchano wszystkich czterech świadków zdarzenia, a jedynie Spaura i Neffa. Gdyby nie nacisk ze strony Kongresu, cała sprawa zakończyłaby się na rozmowie telefonicznej z głównym świadkiem, która w sumie trwała jakieś 5 minut. Rozmowie, którą major rozpoczął od stwierdzenia: „No to proszę opowiedzieć o tym mirażu, który pan widział”.
Cel Blue Book był prosty, zlekceważyć wszystkie dowody, które są sprzeczne z przyjętym przez nich wyjaśnieniem. Tych dowodów jednak było sporo. Począwszy od tego, że obserwacja obiektu trwała przez długi czas, całe zdarzenie zostało zaobserwowane przez rzetelnych świadków, a także wiedzy tychże świadków o położeniu danej nocy na nieboskłonie planety Wenus i jej równoległej obserwacji wraz z obiektem. Prawdopodobnie dlatego nie przesłuchiwano wszystkich świadków, a jedynie głównie Spaura, z którego zrobiono kozła ofiarnego.
Wywiad ze świadkami
Zniesmaczony Quintanilla udał się wreszcie do Ravenny by w biurze szeryfa osobiście przesłuchać Spaura oraz Neffa. Oczywiście zagadka została już rozwiązana wcześniej, podczas bardzo wnikliwej i wyczerpującej pięciominutowej rozmowy telefonicznej z Dalem. Wizyta miała być jedynie dopełnieniem formalności.
Rozmowa, na życzenie Dale’a F. Spaura, została nagrana przez Williama Weitzela, wykładowcy filozofii w bradfordskiej filii Uniwersytetu w Pittsburgu. Nagranie obrazuje w jaki sposób Blue Book stara się naginać rzeczywistość do własnych wyjaśnień. W rozmowie uczestniczył także zastępca szeryfa Robert Wilson, który cały czas utrzymywał kontakt radiowy z Neffem oraz Spaurem. Poniżej fragment transkrypcji nagrania.
Spaur: Po drugie, odnoszę wrażenie, że Wenus, jako gwiazda zaranna, wschodzi na samym wschodzie. No i to by się też nie zgadzało.
Quintanilla: To zależy, zależy.
Spaur: Hę?
Quintanilla: Czasem może wzejść Panu nad głową.
Spaur: Ach. OK. Tak czy owak…
Quintanilla: Wenus, Wenus… dzisiaj Wenus wschodzi o 2:49 nad ranem, Azymut 150 stopni, podniesienie 25 stopni. Wcale nie musi wstawać zza horyzontu; może wzejść wysoko. Ale jest na ekliptyce, tak.
Spaur: OK, więc niech sobie będzie na ekliptyce. Na pewno wie pan, co mówi. A teraz: ta rzecz jest taka szeroka, taka wysoka i leci tak nisko; ludzie dostrzegli ją z okolicy Mogadore i złożyli meldunek; ja ruszyłem za nią z Barneyem (Neff). Jechaliśmy szosą; więc pan nie uwierzy, dobra, było dwóch świrów, gonili Wenus. Otóż Wenus…
Quintanilla: No nie, niech pan zaczeka…
Spaur: Nie, to niech pan zaczeka i pozwoli mi mówić…
Quintanilla: Użył Pan niewłaściwego słowa…
Spaur: OK, więc…
Quintanilla: Jestem oficerem w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych…
Spaur: Słusznie. Bez wątpienia pan jest.
Quintanilla: I nie nazwałem nikogo świrem.
Spaur: Nie, OK. Więc mam przywidzenia! Ale mówiłem właśnie…
Quintanilla: Nie powiedziałem, że ma pan halucynacje.
Spaur: Więc próbuję powiedzieć, że jadę drogą, a obiekt, który ścigam…
Quintanilla: I proszę mnie traktować z takim samym szacunkiem, z jakim ja traktuję pana.
[…..]
Spaur: Sir, gdybym mógł Panu powiedzieć co to było, to proszę uwierzyć, bym… ja sam… i jak mówiłem wcześniej, gdybym ujrzał forda, walącego po autostradzie, to by pan nie wątpił, że wiem, o czym mówię. To samo z samolotem. Pan mówi: „O, leci B-29”, a ja na to: „Jasne, ten staruszek” albo coś w tym guście i rzecz jest zidentyfikowana. A coś takiego? – w najdzikszych fantazjach nie widziałem niczego podobnego ani przedtem, ani potem. Wiem, że można doświadczyć iluzji optycznej albo nawet patrząc przez szkło dopatrzyć się ruchu tam, gdzie go nie ma…
Quintanilla: Tak, zniekształcenia.
Spaur: Na to idę. Ale nie z czymś tak wielkim. W życiu mi się nie śniło, że mógłbym sobie coś takiego wyobrazić albo pooglądać. Ale ta rzecz tam była. Widziałem ją wyraźnie; widziałem stojąc przed samaochodem i siedząc w środku. I rzygać mi się chce na myśl, że mógłbym ryzykować życiem Neffa i innych ludzi goniąc Wenus. Ani na chwilę nie uwierzę, że ścigałem Wenus. Nie wiem, jak to wyjaśnić, nie mam bladego pojęcia. Ale, sir, ta rzecz była tak wyraźna…
Quintanilla: Wie pan, Dale, nie jest pan pierwszym, któremu to się przytrafiło.
Wilson: A siły powietrzne uważają, że co to jest?
Quintanilla: Fałszywie zinterpretowane obiekty konwencjonalne i zjawiska naturalne. W ubiegłym roku mieliśmy 245 przypadków astronomicznych.
Wilson: W jakiej kategorii mieści się to, co zobaczył Dale?
Quintanilla: Powiedzmy obserwacji ciał niebieskich i satelitów.
Co? UFO? Nie, to Wenus!
Major Quintanilla, co dobrze obrazuje wycinek z powyższej rozmowy, miał jedno zadanie. Zamknąć dochodzenie tak szybko jak się tylko da. Wywiad ze świadkami przeprowadził już z góry przyjętą tezą: świadkowie widzieli planetę Wenus, lub inny obiekt natury astronomicznej. Właśnie takie wyjaśnienie figuruje w archiwach Blue Book. Pomimo tego, że funkcjonariusze dobrze wiedzieli, gdzie tej nocy znajduje się Wenus i tego, że obiekt był widoczny z bardzo bliskiej odległości przez dwóch głownych świadków, a z bliskiej przez pozostałą dwójkę.
Gdyby nie nacisk ze strony Kongresu, Quintanilla w ogóle nie kłopotałby sobie dłużej głowy, zakończyłby sprawę po kilkuminutowej rozmowie telefonicznej ze Spaurem.
Alen Hynek, który w tamtym okresie był konsultantem Blue Book do przypadków natury astronomicznej, nie został nawet poproszony o analizę tego niesamowitego zdarzenia. Złamano w ten sposób regułę dochodzenia mówiącą, że żadne astronomiczne wyjaśnienie nie może zostać zaakceptowane przed wcześniejszą konsultacją z Alenem. Sam profesor Hynek, który zapoznał się ze sprawą po fakcie, stwierdził, że jest to na tą chwilę przypadek niezidentyfikowany. Natomiast prof. William Weitzel uznał przypadek Spaura za jedno z najlepiej udokumentowanych zdarzeń z udziałem UFO w historii.
UFO niszczy życie Spaurowi
Gdybym miał wskazać jedną osobę, której UFO realnie zrujnowało życie, byłby nią zastępca szeryfa hrabstwa Portage, Dale F. Spaur. Samo zajście, to co zobaczył i za czym udał się w pościg, wstrząsnęło nim dogłębnie. Robert Wilson, który tej pamiętnej nocy utrzymywał radiowy kontakt ze Spaurem, wspominał jak bardzo Dale następnego dnia po zdarzeniu był roztrzęsiony. Nie potrafił poprawnie złożyć zdania, był blady jak ściana, ręce drżały mu, gdy odpalał papierosa.
Żona Spaura, tak opisuje to, co działo się wtedy z jej mężem.
Gdy wrócił tego dnia do domu, nigdy wcześniej nie widziałam go bardziej przerażonego. Zachowywał się dziwnie, apatycznie. Po prostu siedział. Był bardzo blady.
Do domu przychodziły najróżniejsze osoby. Śledczy. Reporterzy. Trzymali go całą noc. Gnębli go, ścigali. Wbili go prosto w ziemię.
Później zaczął być bardzo nerwowy. Zaczął uciekać. Po prostu znikał na wiele dni. Nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać.
Nie ma w tym nic zaskakującego, tego rodzaju zdarzenia o wysokim stopniu niezwykłości mogą wywołać traumę, zwłaszcza u osób, które twardo stąpają po ziemi.
Niestety, głównie za sprawą dochodzenia Blue Book oraz prasy, Spaur nie zaznał ukojenia. Media nie zostawiły na nim suchej nitki. Stał się pośmiewiskiem, niespełna rozumu oficerem policji, któremu coś się poprzewracało w głowie i udał się w pościg za planetą Wenus. Pozostali funkcjonariusze, którzy tamtej nocy również brali udział w pościgu, unikneli rozgłosu dzięki majorowi Quintanilla. Powód był prosty, łatwiej jest zdyskredytować jednego świadka, niż kilku, niezależnych, wiarygodnych świadków. Dlatego to Dale stał się kozłem ofiarnym.
Otrzymał łatkę wariata, człowieka który zdecydowanie nie powinien wykonywać swojego zawodu. Jaki policjant naraża życie swojego kompana i innych funkcjonariuszy by ścigać planetę? W skutek tego stracił pracę, znacznie ucierpiało jego życie rodzinne, podupadł na zdrowiu. Po tym wszystkim już nigdy nie doszedł do siebie, stoczył się i zarabiał do końca życia na dorywczej pracy. Co noc dręczyły go koszmary, w których wracał do tamtej nocy. Nie patrzył już w niebo, przerażało go to.
Przykry koniec, fascynującej opowieści.